„Dzieciństwo. To słowo, które skłania do marzeń. A przecież ta sielska i anielska wizja czasu niewinności tak często okazuje się daleka od prawdy”.
Tytuł książki wskazuje, iż będzie tu mowa o dziecku i to zranionym dziecku. Ale nie tylko, gdyż jak stwierdza autorka, kiedy dziecko przychodzi na świat, są to podwójne narodziny – również rodzice rodzą się do nowej roli. Nie jest to zadanie łatwe. Pojawia się bowiem pytanie: jak znaleźć złoty środek między pobłażliwością a zbyt surowym wychowaniem?
Często słyszymy mądre zdanie, iż cierpienie jest istotną częścią życia. Jeśli przyjmiemy je jako coś dobrego, pomaga stawić czoła trudnościom. Ale autorka dodaje, że są też cierpienia, które nie rozwijają. I to są dwie główne części tej książki: o zranieniach, których nie da się uniknąć i o ranach, których należy unikać.
W pierwszej części autorka pisze o zranieniach, których nie da się uniknąć w rozwoju dziecka. Począwszy od etapu przed narodzeniem aż po wiek młodzieńczy opisuje rany, trudności, przemiany, których doświadcza dziecko. Przechodząc przez nie, dziecko wzrasta, pokonuje kolejne etapy rozwoju.
Jednak by te zranienia mogły służyć ku dobremu, konieczna jest pomoc w tej przeprawie. Jak pisze autorka, największą trudność dla rodziców stanowi znalezienie możliwie najbardziej harmonijnej metody pokonania wszystkich zakrętów losu.
Autorka mocno podkreśla dwie istotne sprawy: połączenie szacunku i dyscypliny. Kluczową sprawą jest uczenie dziecka szacunku do samego siebie przez słuchanie go, kochanie i akceptowanie. Kolejna ważna kwestia to pewność i stałość rodziców, ustalanie już w dzieciństwie granic i zasad – konieczne jest, by były one przestrzegane przez samych rodziców. Ta stanowczość rodziców, ich autorytet, daje dziecku kościec, na którym może się ono oprzeć.
„Cierpienia, których doświadczyliśmy jako dzieci, mogą doprowadzić do tego, że jako dorośli, będziemy powtarzać to samo wobec naszych dzieci. Dorośli, którzy jako dzieci byli ofiarą, sami wchodzą w rolę oprawców”. Jak więc rozpoznać owe niszczycielskie zranienia, które nie prowadzą do rozwoju? Jak wskazuje autorka, większość tych ran doświadcza się w rodzinie: „Środowisko rodzinne jest miejscem zarazem najbezpieczniejszym i najbardziej niebezpiecznym. (…) Przemoc, jaka się tam dokonuje, jest bardziej wyrafinowana, bardziej podstępna i fałszywa. Jest to przemoc, która nie zostawia widocznych śladów, ale często pozostają po niej niezatarte blizny”.
Najpierw autorka opisuje kontekst rodzinny. A ponieważ wszystko zaczyna się od więzi dziecka z matką, mowa jest o skutkach, gdy jest za „mało” matki i gdy jest jej za „dużo”. Opisana jest także sytuacja dziecka wobec rozwodu (wciąganie dziecka w rozgrywki między rodzicami), wobec braku ojca czy w żałobie (np. sytuacja samobójstwa rodzica).
Kolejnym środowiskiem, w którym dziecko wzrasta, jest szkoła. Może ona rekompensować braki środowiska rodzinnego, z drugiej strony jest też miejscem, w którym widać zranienia dziecka wyniesione z rodziny. Główne „szkolne” problemy to znaczenie przypisywane ocenom (niekiedy bywa tak, że dobre oceny to jedyna rzecz, jakiej oczekuje się od dziecka, za jaką jest ono doceniane) czy lęk przed awanturami z powodu odrabiania lekcji.
Książkę kończy pozytywne przesłanie. Możemy przemienić to, co mogłoby nas zniszczyć, nadać sens doświadczeniu, które wydaje się bezsensowne. Piękne zdanie pozostawia autorka rodzicom: „Jesteście łukami, z których dzieci wasze niby żywe strzały wysyłane są w przyszłość”.
Justyna Smerecka
Justyna Smerecka