Wartość wychowawcza książek

admin 21 lipca 2011 Wywiady Brak komentarzy »

Piotr Tomasz NowakowskiZ dr. Piotrem Tomaszem Nowakowskim, pedagogiem i autorem książek rozmawia Paweł Pomianek

Paweł Pomianek: Panie Piotrze! Pisze Pan książki z różnych dziedzin. Można odnieść wrażenie, że z dziedzin zupełnie nie powiązanych ze sobą. Możemy znaleźć książki o wpływie telewizji, o sektach. Pana arcyciekawy doktorat traktował o prasie młodzieżowej. Skąd tak ogromna wiedza na tak różnorodne sprawy? No i jaka jest ostatecznie Pana główna specjalizacja?

Piotr Tomasz Nowakowski: Wiedza ta, choć moim zdaniem wciąż za skromna, pochodzi z własnych obserwacji, prowadzonych badań, a także literatury przedmiotu, nic wszak wstydliwego w tym, że człowiek korzysta z dorobku innych osób. Co do mojego naukowego ukierunkowania, sprawa jest faktycznie niełatwa do określenia. Specjalizacja magisterska to pedagogika resocjalizacyjna, doktorska – filozofia wychowania, natomiast moim obecnym priorytetem badawczym jest pedagogika mass mediów. Można rzec, że tym, co łączy moje zainteresowania jest prześwietlanie różnych problemów społecznych przez pryzmat pedagogiki.

- Szczerze mówiąc, bardzo zainteresował mnie temat Pańskiego doktoratu. Z tego co wiem, badał Pan, jaką wizję świata, jaki system wartości promują pisma młodzieżowe? Czy mam rację?

- Owszem, bardziej precyzyjnie rzecz ujmując, chodziło o analizę antropologiczno-etyczną treści tych pism.

- Jakie były wyniki Pana pracy?

- Rzecz niełatwa do syntetycznego ujęcia, bo praca liczyła blisko czterysta stron. Stwierdziłem na podstawie przeprowadzonych analiz, że młody czytelnik ma obecnie do dyspozycji szereg rozmaitych tytułów młodzieżowych, uwzględniających różnorodne poglądy na kwestie moralne. Z jednej strony mamy do czynienia z pismami opisującymi zagadnienia moralności w sposób niezadowalający, a niekiedy wręcz fałszywy; tak jest chociażby w przypadku „Bravo” i jemu podobnych – tytuły te okazują się nie najlepszą propozycją dla człowieka, zwłaszcza młodego, w kontekście kształtowania jego charakteru.

Nie wszystkie jednak pisma zaniżają wymagania moralne. Zdarzają się tytuły na przyzwoitym, a nawet bardzo dobrym poziomie. One lepiej rokują, jeśli chodzi o przyszłość ich młodych czytelników. W końcowej części pracy, jako swego rodzaju antidotum na bylejakość moralną sączącą się z treści części tytułów, formułuję określone postulaty etyczno-wychowawcze i daję je pod rozwagę osobom odpowiedzialnym za wychowanie w szerokim tego słowa znaczeniu – rodzicom, nauczycielom, katechetom czy wydawcom czasopism młodzieżowych, którzy ujawniają choćby najmniejszą chęć, by wpływać w sposób konstruktywny na swego czytelnika.

- Z tego co wiem, odkrył Pan bardzo ciekawą różnicę w promowaniu wartości pomiędzy dwoma pismami katolickimi.

- Zasadniczych różnic nie było. Oba analizowane pisma, zarówno tygodnik „Droga” (obecnie już dwutygodnik), jak i „Mały Gość Niedzielny”, cechuje zbliżony model antropologiczno-etyczny. Chodzi o aprobatę dla heteronomizmu etycznego, w ramach którego źródłem norm i wartości moralnych jest świat nadprzyrodzony. Człowiek podejmuje wprawdzie autonomiczne decyzje, ale odbywa się to w granicach zakreślonych przez Boga.

Ponadto oba tytuły promują w sposób wyrazisty absolutyzm i obiektywizm etyczny, który ujawnia się poprzez akcentowanie powszechności pewnych standardów, podkreślanie supremacji i niezmienności prawa naturalnego, jak również prawa Bożego, a także wierności obiektywnym standardom moralnym. Jedyna różnica zachodzi w zakresie najwyższego dobra moralnego promowanego na łamach analizowanych pism, ma ona charakter drugorzędny, bo ilościowy, a nie merytoryczny.

Mianowicie na łamach „Drogi” najwyższą reprezentację posiadają treści personalistyczne (osoba najwyższym dobrem moralnym), w drugiej kolejności – teocentryczne (Bóg najwyższym dobrem moralnym), w przypadku zaś „Małego Gościa Niedzielnego” kierunek jest odwrotny: przeważa aprobata w stosunku do teocentryzmu, w drugiej zaś kolejności reprezentowany jest personalizm. Nikt jednak nie podważy faktu, że mamy w obu przypadkach do czynienia z personalizmem chrześcijańskim, gdzie człowiek (personalizm) w relacji z Bogiem (teocentryzm) tworzy oś, wokół której konstruowany jest stosunek do świata.

- W swej książce „Fast Food dla mózgu czyli telewizja i okolice” obok informacji o wielu niebezpieczeństwach związanych ze złym korzystaniem z telewizji, zamieścił Pan również rozdział o wyższości czytania nad oglądaniem telewizji. Dlaczego taki rozdział w książce traktującej o telewizji?

- Dlatego, że stajemy się społeczeństwem odchodzącym od nawyku lektury. Czytamy mało i niedbale. Niejeden z nas odczuwa przeogromną niechęć do czytania, co można nazwać żartobliwie „książkowstrętem”. Umie czytać, ale nie chce. Problem ten dotyczy zwłaszcza młodzieży, lecz nie tylko. Dodajmy jednak dla równowagi, że także telewizja ma pewną przewagę nad czytaniem. Przekaz telewizyjny jest bardziej dynamiczny. Obraz niesie ze sobą niekiedy treść, której nie da się zastąpić słowem. Poza tym telewizja przy właściwym jej wykorzystaniu może i powinna pełnić rolę „zaczynu” w budzeniu zainteresowań problemami współczesnego świata.

- Wróćmy jednak do czytelnictwa. Co sprawia, że człowieka bardziej rozwija czytanie niż oglądanie TV?

- Po pierwsze, czytanie uczy myślenia, bowiem podstawowy kanon komunikacji międzyludzkiej oparty jest na słowie. Ludzie są istotami myślącymi, bo operują słowem, a nie dlatego, że widzą.

Po drugie, czytanie pobudza wyobraźnię. Telewizja myśli za nas, a czytając, sami dokonujemy aktów twórczych wyobraźnią. Mamy dużo swobody. Każdy szczegół wygląda dokładnie tak, jak zechcemy. Szklany ekran jest w stanie zawładnąć wyobraźnią, lecz jej nie pobudza. Natomiast dobra książka porusza i ożywia umysł.

Po trzecie, czytanie rozwija umiejętność wysławiania się. Wprawdzie wymaga ono zdolności językowych, lecz jednocześnie je rozwija, ponieważ jest nierozłącznie związane z mówieniem i pisaniem. Zauważmy, że dzieci nałogowo oglądające telewizję mają na ogół gorzej wykształconą umiejętność czytania (bo mniej czasu poświęcają na naukę), kłopoty z ortografią (bieżący kontakt z trudnymi ortograficznie słowami podczas czytania pomaga w przyswojeniu ich pisowni), na lekcjach się nudzą i nie potrafią się skoncentrować, oczekując od nauczyciela stylu nauczania zbliżonego do znanych im z telewizji zaawansowanych technicznie efektów specjalnych. W konsekwencji uzyskują gorsze wyniki w nauce niż ich rówieśnicy, poświęcający telewizji niewiele czasu.

Wreszcie po czwarte, czytanie wyrabia cierpliwość. W ciągu zaledwie godziny przez ekran telewizyjny może się przewinąć ponad tysiąc obrazów, nie pozostawiając zbyt wiele czasu na przemyślenie tego, co oglądamy. W ten sposób telewidz uczy się skupiania uwagi na krótką chwilę, a jego myśl staje się bardziej impulsywna niż refleksyjna. Inaczej jest z czytaniem, w trakcie którego przetwarzanie informacji zachodzi w świadomości, a więc przebiega wolniej. Odwracając kartki, wchodzimy stopniowo w mechanizm narracji. Krok po kroku pojmujemy, co autor chciał przekazać. Treść zdań, akapitów i stron odsłania się po kolei, zgodnie z logiką.

- A więc jaki może być efekt tego wstrętu do czytania? Jeśli to się będzie pogłębiać, to wydaje się, że społeczeństwo zacznie się cofać w rozwoju, a wśród ludzi zdecydowanie większą rolę zaczną odgrywać jakieś instynkty, prawda? Pismo stoi u podstaw cywilizacji i spadek czytelnictwa w sposób naturalny powoduje regres cywilizacyjny.

- Pewnego regresu nie da się wykluczyć. Tym bardziej, że prowadzone od kilku lat badania sondażowe wskazują, że statystyczny Polak ogląda telewizję blisko 4 godziny dziennie. Statystyczny, czyli nie tylko ten, który całymi dniami ślęczy przed ekranem, lecz również kilkudniowy niemowlak, zapracowany biznesmen czy też osoba, która w ogóle nie ma odbiornika.

Dla łatwości obliczeń załóżmy, że przeciętny Polak żyje 72 lata, wspomniane wskaźniki oglądalności oznaczają, że w ciągu całego życia każdy, dajmy na to Kowalski poświęca temu zajęciu ponad 12 lat. Non stop, bez przerwy na sen. W tym kontekście niektórzy stwierdzają przekornie, że Polakom usychają korzenie i wyrastają anteny. Telewizyjne – ma się rozumieć. Tym bardziej trzeba się cieszyć, że powstają takie inicjatywy, jak „Tolle et lege”, która może w znacznym stopniu przyczynić się do rozwoju czytelnictwa.

wywiad przeprowadzony w listopadzie 2005 roku

 

Dr Piotr Tomasz Nowakowski

31 lat, pedagog, mieszkaniec Tychów; wykładowca Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, autor czterech książek oraz wielu artykułów z zakresu problematyki społecznej i pedagogicznej – publikował m.in. w tygodniku „Echo”, „Tygodniku Solidarność”, „Nowym Państwie”, kwartalnikach „Cywilizacja”, „Sekty i Fakty”, „Wychowawca” i „Ethos” oraz w słowackim kwartalniku „Rozmer”.


Zobacz też


Dodaj komentarz

Kolorem czerwonym oznaczono pola obowiązkowe