Na ile nasze wyobrażenie o życiu osób duchownych jest prawdziwe? Często wydaje nam się, że żyją oni w całkiem innym świecie, gdzie nie dotyka ich problem wiary, nie są narażeni na pokusy i działanie zła. Z drugiej strony inny skrajny obraz, przedstawiający ich jako osoby obłudne, mętne, którym zależy na własnym interesie. A jaka jest prawda?
Książka pt. „Trufle” Jana Grzegorczyka pokazuje w bardzo realistyczny sposób życie księży, zakonników i zakonnic w ich życiu codziennym. Tu nie ma miejsca na ubarwioną fabułę czy sensacyjny skandal. Osoby duchowne, zakonnicy i zakonnice, jak my wszyscy (można by dodać, jak my świeccy), przeżywają swoje załamania i swoje codzienne dramaty. Nie są pod specjalną ochroną, która broni ich przed wszystkim, co złe. Każdy człowiek ma swoje słabości i swoje upadki. Każdy, a to znaczy, że nikt przed tym nie ucieknie. Tą swoją słabość może jedynie zaakceptować, ale nie poddawać się, lecz zawsze iść do przodu z nadzieją.
Książka jest splotem różnych wątków, które się łączą i sprawiają, że treść jest dynamiczna. Grzegorczyk w ciekawy a przy tym bardzo prawdziwy sposób oddaje codzienną walkę takich ludzi z własnym egoizmem, z własnym codziennym problemem wiary. Jednakże w tym codziennym trudzie nie zostają sami, broni ich Ten, który ich powołał i który zawsze przebacza. Powołuje tych, którzy w słabości potrafią wyciągnąć do Niego swoje ręce z wołaniem o pomoc.
Jak już wspomniałam, jest wiele wątków w tej książce, które się ze sobą splatają i razem tworzą całość. Jednak trzeba zaznaczyć, że głównym bohaterem tej książki jest ksiądz Groser i to właśnie wokół jego postaci te wątki się oplatają. Pobyt na „pustelni”, powrót z „wygnania” i miejsce na budującej się parafii. Ksiądz pisarz, który wydaje się być duszpasterzem spełniającym się w swoim powołaniu, nagle zostaje zdegradowany. Groser czuje się podeptany, wyjeżdżając za granicę do swojego przyjaciela, próbuje połatać swoje powołanie. Początkowo ucieka od całej sytuacji, ale nie da się uciec od problemu. Ten problem tkwi w człowieku; póki nie stawi mu czoła, będzie ciągle jątrzącą się raną. Nie jest to łatwe, ale Groser wychodzi z całej tej sytuacji zwycięsko. Umocniony wraca do Polski, by stawić czoła swoim przełożonym i opinii, która po nim została, kiedy wyjechał. Tutaj czeka go kolejne wyzwanie. W tym wszystkim bohaterowie drugorzędni są jakby dopełnieniem wszystkich ścieżek, które mają swoje źródło w Groserze i właśnie od niego odchodzą.
Jeśli ktoś mówi, że zbyt jasno i wyraźnie Grzegorczyk przedstawia sytuację Kościoła od strony duchownych, zakonników i zakonnic, to się myli. Trzeba nareszcie przerwać to milczenie, które wcale nie jest korzystne dla rozwoju Kościoła. To nie może być temat tabu, jeśli to właśnie Kościół nie tylko tworzą osoby duchowne, konsekrowane, ale także ludzie świeccy. Poza tym konkretnie przedstawienie sprawy zabiera miejsca plotkom i innym mniej lub bardziej szkodliwym pomówieniom. Mam nadzieję, że i w głowie każdego czytelnika zrodzi się nowe spojrzenie na tę sprawę, przede wszystkim prawdziwe spojrzenie.
„Trufle” są kontynuacją wcześniejszej książki Grzegorczyka, noszącej tytuł „Adieu”. Polecam do przeczytania wszystkie części. Lepiej dowiedzieć się, jak to jest naprawdę niż zbyt wcześnie oceniać kogoś, nie znając motywów kierujących daną osobą. Już sam fakt, że o życiu osób duchownych pisze osoba świecka, jest zastanawiający i przyciągający. Grzegorczykowi się udało, ale sam się przekonaj…
Karolina Ludwiczak
Karolina Ludwiczak