„(…) jestem przekonany, że należy nam się prawda o tamtych dniach, prawda o rzeczywistych (a nie udawanych) bohaterach, prawda o tych, którzy nie dali się złamać i o tych, którzy dali się kupić. Bez tej prawdy nie da się napisać pełnej historii Kościoła w Polsce. Potrzebne to jest również dlatego, że bez tej prawdy nie sposób okazać miłosierdzia, które polega na wybaczeniu tego, o czym wiemy, a nie zapomnieniu o tym, czego nie wiadomo” – mówił nie tak dawno w rozmowie ze mną Tomasz Terlikowski. A jego książka może być ważnym krokiem w dobrym kierunku.
Może być, ale wcale nie musi, bo mam wrażenie, że o ile książka ks. Zaleskiego odbiła się w mediach oraz w wypowiedziach ludzi Kościoła szerokim echem, o tyle – jak sądzę po jej przeczytaniu – nie mniej istotna książka jednego z liderów opcji pragnącej prawdy i oczyszczenia pozostała niemal przemilczana.
Może za mało w niej poszukiwania sensacji, a za dużo wyważonych, przemyślanych opinii? Może za mało w niej ostrych, brutalnych sformułowań pod publiczkę, a za dużo szacunku do hierarchów, a za dużo fragmentów ukazujących, że wielkim pragnieniem autora jest dobro Kościoła? Może za mało w niej ukłonów w stronę jednej czy drugiej opcji, a za dużo wierności prawdzie? Nie wiem. W każdym razie gdybym – podobnie jak mój antykolega (tego świetnie tutaj pasującego terminu użył przed wyborami samorządowymi Korwin- Mikke w odniesieniu do Marka Borowskiego) Mareczek, student prawa w KUL – miał tendencję do egzaltowanych wyrażeń, musiałbym napisać, że jej powstanie zostało „haniebnie przemilczane”.
A tymczasem jest to pozycja absolutnie niezwykła. Pisze ją bowiem człowiek z jednej strony szalenie kompetentny (czego potwierdzeniem może być między innymi fakt, że wszystko, o czym pisze, popiera cytatami różnorodnych wypowiedzi hierarchów lub dziennikarzy), który bierze pod uwagę różnorodne czynniki. Choćby specyfikę tamtych czasów czy rozpatrywanie poszczególnych przypadków indywidualnie, a jednocześnie patrzenie na tych, którzy dali się uwikłać, przez pryzmat tych, którzy pozostali wierni. Z drugiej strony pisze ją człowiek, którego ogromne i autentyczne przywiązanie do Kościoła są powszechnie znane. Widać w tym opracowaniu – pomimo ostrej krytyki – również jego wielki szacunek do hierarchów.
Kolejny ważny element, który wyróżnia książkę Terlikowskiego, to uporządkowanie pewnych pojęć. Tomasz Terlikowski jednoznacznie stwierdza, że „zwyczaj nazywania tajnych współpracowników «ofiarami» jest bardzo niepokojący. Powoduje bowiem, że zaciera się różnica między duchownymi, którzy nigdy nie dali się złamać i stali się rzeczywistymi ofiarami systemu (byli bici, jak ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, wypalano im na piersiach papierosami symbol V czy wręcz jak ks. Jerzy Popiełuszko zostali zamordowani) a tymi, którzy rozpoczęli współpracę i donosili na własnych biskupów, kolegów, ale i świeckich” (s. 76). Inne ważne pojęcie, którego obie strony sporu używają w całkowicie innym znaczeniu, to termin „przebaczenie”.
To, co sprawiło, że tę książkę uważam za tak cenną, to również opis dzisiejszej relacji duchowieństwa zarówno do rzeczywistości, jak i do ludzi świeckich. Powiem wprost: jestem urzeczony tym, że ktoś nareszcie wyraził publicznie moje własne poglądy na temat bolesnego postępowania kapłanów, którzy działając jak korporacja („solidarność sutann”) stawiają opinię o jednostkach ze swojego grona wyżej niż prawdę i autentyczne dobro Kościoła (zob. rozdział 5: Skandal złej solidarności, s. 99-104). Terlikowski przywołuje tutaj przykłady Stanów Zjednoczonych i Irlandii, gdzie dopiero zaangażowanie świeckich pozwoliło na rozwiązanie ukrywanych przez duchowieństwo dla zachowania dobrego imienia problemu pedofilii. W świetle nauczania Jana Pawła II takie zachowanie „jest prawdziwym skandalem, bo pokazuje, że człowiek jest ważny, jeśli jest księdzem, najlepiej kurialistą, i nie dopomina się zbyt głośno o prawdę” (s. 104).
Równie ważny wydaje mi się rozdział 7: Media wobec lustracji w Kościele (s. 115-131), w którym autor pokazuje brak umiejętności radzenia sobie z mediami przez hierarchów i kurie biskupie. Chodzi głównie o to, że gdy trzeba natychmiast skomentować jakąś informację, biskupi i kurialiści tego nie robią, bo muszą przemyśleć sprawę, a gdy już przemyślą, sprawa jest tak nieaktualna, że nikt już się ich głosem nie interesuje. Poza tym w mediach podporządkowanych hierarchii brak zdrowej krytyki ludzi Kościoła. W imię „solidarności sutann” nie wolno krytykować żadnego duchownego, a już nie daj Boże biskupa. Takie podejście sprawia, że media katolickie są mało autentyczne i spychane na margines życia publicznego. Dlatego – z czym w pełni się zgadzam – największy pożytek dla Kościoła przynoszą media prowadzone przez katolików świeckich niezależne od hierarchii (warto wspomnieć w tym miejscu nieodżałowany „Ozon”).
Bardziej ogólnie o tym, co możemy znaleźć w książce mówił w wywiadzie dla Tolle et lege sam autor: „Zaczynam od przypomnienia faktów dotyczących stosunku komunizmu do religii i metod walki z Kościołem stosowanych przez bezpiekę. Dalej zaś przedstawiam historię prób postawienia pytania o lustrację i oczyszczenie od 1989 roku aż do momentu sprawy ojca Hejmy. I wreszcie przypominam, co działo się w ostatnich dniach roku 2006 i pierwszych 2007 [tutaj warto tylko dopowiedzieć, że jest to analiza bardzo cenna, bo pokazująca, co działo się dzień po dniu w mediach oraz jak ewoluowało podejście do tej sprawy; wszystko poparte licznymi cytatami – dopisek mój PP]. Poza tym książka «Odwaga prawdy» jest próbą odpowiedzi na pytanie: po co nam oczyszczenie, na czym polega prawdziwe miłosierdzie, dlaczego nie wyklucza ono sprawiedliwości, czy wreszcie ocenić zaangażowanie mediów w sprawę abp. Wielgusa. W książce tej znaleźć można wreszcie odpowiedź na pytanie, dlaczego do sprawy tej doszło i jakie szanse dla przyszłości rodzi ten kryzys”.
Polecam książkę naprawdę bardzo gorąco, tym którzy – tak jak ja – bardzo kochają Kościół, którzy pragną jego dobra, ale dobra, które zgodnie z klasycznymi ujęciami filozoficznymi nie może istnieć bez prawdy. Ale polecam tę książkę również przeciwnikom lustracji. Nie znajdą w niej bowiem żadnych brutalnych ataków na swoje stanowisko, ale wiele zrozumienia i szacunku ze strony autora. Nade wszystko zaś zachęcam do jej przeczytania tych spośród Czytelników Tolle et lege, którzy wybrali drogę kapłańską. Na wiele spraw pozwoli Wam ona spojrzeć z innej strony. Nie zmarnujcie tej szansy!
Paweł Pomianek