Tytuł jest mylący – zdenerwowałem się czytając książkę Mieczysława Guzewicza Jan Paweł II i tajemnica cierpienia. I dokładnie tak samo jest w tym przypadku. Bo to nie jest książka ukazująca relację Boga i cierpiącego człowieka, ale jest to pozycja o dwóch rozdziałach nijak mających się do siebie: 1. Bóg 2. Cierpiący człowiek. A uściślając: 1. Jaki Bóg? 2. Jaki człowiek?
Wprawdzie na początku książki jest jakaś próba połączenia tych dwóch rozdziałów, ale sprowadza się ona do stwierdzenia, że żeby odpowiedzieć, jaka jest relacja między Bogiem a cierpiącym człowiekiem, trzeba najpierw odpowiedzieć na pytania: jaki jest Bóg i jaki jest człowiek. Jak widać, dla autora czy wydawcy (nie wiem na kogo trzeba tutaj zrzucić winę) jest to już jednocześnie odpowiedź na pytanie główne. Dla mnie nie jest. Nigdy nie jest wystarczające, by na pytanie o relację odpowiedzieć poprzez opis członków relacji bez końcowego, szczegółowego odniesienia ich do siebie. Czy mogę więc powiedzieć, że książka mnie zawiodła? Otóż mogę… bo zawiodła – spodziewałem się czegoś zupełnie innego. Nie uważam jednak, by była to lektura bezwartościowa.
Przede wszystkim dlatego, że jest to pozycja bardzo głęboka i zawiera w krótkich słowach wiele teologii z wyższej półki – nade wszystko w pierwszej części – oraz wiele głębokich myśli o cierpieniu w części drugiej (szerzej napiszę o tym za moment). Pierwsza część jest naukową refleksją teologiczną, druga stenogramem wypowiedzianego ustnie świadectwa (tutaj ponownie objawia się przepaść dzieląca obie części – jeśli pierwsza część okaże się zupełnie niestrawna, warto wówczas przeskoczyć do drugiej, zapewniam, że jest bardzo przystępna).
W rozdziale Jaki Bóg? autor ukazuje Boga jako niewypowiedzianego, posługując się czterema antytezami: Bóg transcendentny – Bóg immanentny, Bóg ukryty – Bóg objawiony, Bóg wszechmocny – Bóg słaby, Bóg milczenie – Bóg słowo. Mimo pozornych sprzeczności Chenu ukazuje, że opisując Boga możemy z powodzeniem posłużyć się tymi określeniami. Jak podkreśliłem – zostało to napisane językiem ściśle teologicznym i potrzeba przy czytaniu wiele skupienia, jak również pewnego warsztatu, pewnej podbudowy, wiedzy teologicznej, by właściwie percypować te teksty.
Natomiast rozdział Jaki człowiek? może z łatwością przyswoić każdy – zresztą gorąco polecam. Znajdujemy tutaj piękne świadectwo człowieka zagrożonego rakiem – rakiem uleczalnym (jak nazywa to sam autor – rakiem luksusowym), jego podejścia do osobistego cierpienia, jego poczucia niepewności i pełnego zaufania Bogu. Jego głębokiego przeżywania swojego cierpienia jako głębokiego przeżycia duchowego. Chenu podkreśla jednak, że cierpienie samo w sobie jest czymś złym, a twierdzenie, że Bóg cieszy się z czyjegoś cierpienia, uznaje za bluźnierstwo. Dodam tylko, że Chenu wypowiada swoje myśli już w pełni zdrowy.
Czytając te rozważania, natychmiast dostrzegałem zbieżność tego osobistego świadectwa Bruno Chenu z aspektami cierpienia, o którym mówił w swoim kazaniu pasyjnym z II Niedzieli Wielkiego Postu ks. Tomasz Blicharz (z treścią kazania można się zapoznać na moim blogu). „Cierpienie ma walor weryfikujący. Człowiek nie pozostaje na cierpienie obojętny” – mówił ksiądz Tomek; „Życie w zagrożeniu siłą rzeczy składnia do tego, by dążyć do tego, co najważniejsze” – pisze Chenu.
„Cierpienie jest po to, by okazać miłość – mówił ks. Tomek. I nieco dalej: Cierpienie stawia niejednokrotnie człowieka w sytuacji bezradności. Niejako obliguje do oddania sterów swojego życia Bogu. Zmusza także do większej pokory wobec drugiego człowieka, gdyż cierpiący jest zmuszony do przyjęcia jego pomocy”. „Jednym z najbardziej pozytywnych doświadczeń, jakie przeżyłem podczas ciężkiej próby, jest doświadczenie towarzyszenia i wsparcia ze strony wielu ludzi” – napisze Chenu. A w innym miejscu stwierdzi jeszcze bardziej wyraźnie: „Kiedy przydarzy wam się to, co spadło na mnie niespodzianie, jest tylko jedno wyjście: zawierzenie, zdanie się na kogoś innego, zarówno tego, kto jest specjalistą ordynującym kurację, jak i Tego, kto jest Bogiem”.
„Cierpienie uświęca – kieruje myśl w stronę Boga” – podkreślił ks. Tomek. „Pomiędzy chorobą a mną wielu przyjaciół postawiło ścianę modlitwy” – niejako potwierdza Chenu. – Chociaż moje ciało jest umęczone chemioterapią, to moja dusza doznaje odpoczynku. Wszystko w osobistym życiu powraca na swoje miejsce, wszystko zyskuje właściwą hierarchię. Nastaje pewnego rodzaju wewnętrzny pokój”.
I wreszcie rzecz ostatnia, a jednocześnie najważniejsza: cierpienie upodabnia do Chrystusa. „Nie wchodząc w jakąś dolorystyczną duchowość – napisał Chenu w czasie choroby – przeżywam te delikatne chwile jako zaproszenie do głębszej jedności z cierpiącym Chrystusem. (…) Z radością, że zostałem uznany godnym udziału w męce Chrystusa dla świata”.
Cóż… Refleksje przepiękne, przegłębokie… Może więc warto w tym doniosłym okresie Wielkiego Postu, który obecnie przeżywamy, nabyć tę cieniutką książeczkę i się w niej zagłębić…
Paweł Pomianek