Pod moim poprzednim artykułem o letnich katolikach na facebookowym profilu Klubu Książki Tolle.pl [post z 6 listopada] pojawiła się opinia, że tak naprawdę to Kościołowi szkodzą najbardziej księża, głównie przez swą pazerność na pieniądze, a nie letni katolicy.
Po pierwsze, powiedzmy sobie szczerze: księża też ludzie i rzeczywiście wielokrotnie szkodzą Kościołowi. I to na wiele różnych sposobów. Dodajmy też, że najbardziej szkodzą ci spośród księży, którzy publicznie głoszą poglądy niezgodne z nauczaniem Kościoła. Uściślijmy też, że te słabości kapłanów to bardzo często również właśnie wynik letniości wiary. A że ksiądz, który jest letnim katolikiem, szkodzi bardziej niż świecki, to oczywiste, bo ksiądz wielokrotnie występuje publicznie w imieniu Kościoła, a poza tym jest na świeczniku, ludzie patrzą, jak postępuje.
Katolik-antyklerykał
Po drugie, znam osobiście wielu księży i z wieloma miałem do czynienia. Mój obraz kapłana, jaki sobie w ten sposób wyrobiłem, jest względnie pozytywny. Tych, którzy mają w zwyczaju księży wyłącznie krytykować, zachęcam do tego, by czasem porozmawiali z księdzem, zapytali, dlaczego tak czy inaczej postępuje, jakie są motywy. Czasami osobiste poznanie księdza, jego problemów, lepsze poznanie kosztów utrzymania kościoła parafialnego, pozwoli spojrzeć na problem rzekomej pazerności nieco inaczej. Jeśli proboszcz jest nieprzystępny, czasem można spróbować dotrzeć do zrozumienia tych spraw przez wikariusza.
Po trzecie wreszcie, taka jest już od wieków polska specyfika, że Polacy jednocześnie potrafią łączyć w sobie cechy pozornie wewnętrznie sprzeczne: z jednej strony są głęboko wierzącymi katolikami, z drugiej są silnie antyklerykalni, a zwłaszcza podczas prywatnych rozmów lubią wylewać na księży wiadra pomyj. I to się zapewne nie zmieni. Ważne jest, by przy tej osobistej niechęci do księży, która często pozwala zachować zupełnie zdrowy dystans pomiędzy świeckim i osobą duchowną, zawsze pamiętać jednak, kim naprawdę jest kapłan.
Poniżej chciałbym przywołać kilka prawd rzadko przypominanych w naszych czasach miłujących równouprawnienie w każdym wydaniu. Dziś bardzo modne jest zacieranie różnic pomiędzy kapłanem i świeckim, słyszymy ładnie brzmiące hasła o tym, że „równi służą równym”. To jednak nie do końca prawda.
Ważniejszy od anioła
Chrystus powołał apostołów, a za ich pośrednictwem kolejnych biskupów i kapłanów na swoich reprezentantów i zastępców tutaj, na ziemi. Przepięknie mówił o tym w kazaniu o kapłaństwie św. Jan Chrzciciel Maria Vianney, patron kapłanów. Przytaczam nieco dłuższy fragment, bo mało kto miał umiejętność tak głęboko, tak poruszająco mówić o kapłaństwie:
Gdyby nie było sakramentu kapłaństwa, nie mielibyśmy Pana wśród nas. (…) Kto [bowiem] przyjął wasze dusze do społeczności Kościoła, kiedyście się narodzili? Kapłan. Kto karmi je, by miały siłę do ziemskiego pielgrzymowania? Kapłan. Kto przygotuje je, aby mogły stanąć przed Bogiem (…)? Kapłan. Zawsze kapłan. A kiedy dusza popadnie w grzech śmiertelny, kto ją wskrzesi do życia? (…) Tylko kapłan. (…) Gdybyśmy rozumieli na ziemi, czym jest kapłaństwo, umarlibyśmy nie z przejęcia, lecz z miłości.
Gdybym spotkał kapłana w towarzystwie anioła, to najpierw pozdrowiłbym kapłana. Anioł jest przyjacielem Boga, lecz to kapłan Go reprezentuje.
Sam osobiście, gdy stoję obok kapłana, staram się z wielką pokorą uświadamiać sobie, jak wielki stoi obok mnie człowiek, do jak wielkich rzeczy powołany. I w gruncie rzeczy, jaki to dla mnie zaszczyt przebywać z nim, niezależnie od jego moralnych zasług. Uświadamiałem to sobie w tym roku szczególnie mocno, gdy święcenia kapłańskie przyjął mój o kilka lat młodszy ode mnie przyjaciel. A ja miałem okazję przywitać go jako przedstawiciel świeckich w naszej parafii. Chętnie, pięknym, dawnym zwyczajem, często całowałbym wnętrza kapłańskich dłoni, które podczas każdej Mszy świętej stają się dłońmi Chrystusa.
Jednocześnie doskonale wiem, że nie mam obowiązku słuchać kapłana, gdy głosi słowo sprzeczne z nauczaniem Kościoła, mam obowiązek być wobec niego krytycznym, gdy odprawia Mszę świętą w sposób niegodny. Nie mam też obowiązku odczuwać wobec księdza sympatii. To, co doskonale rozumieli nasi przodkowie, a czego my po latach komunizmu nie potrafimy już zrozumieć – można połączyć osobistą niechęć i szacunek dla urzędu. Patrząc na kapłana, trzeba uczyć się oddzielać w nim to, co ludzkie, ułomne, od tego co Boże, Chrystusowe.
Chrystus powołuje słabych
Kiedyś Chrystus powołał słabych apostołów. Wystarczy poczytać Dzieje Apostolskie, by zobaczyć, jak często w ich życiu decydowała małostkowość. Jak apostołowie sprzeczali się ze sobą. Jak poprzez osobiste spory rezygnowali ze wspólnej działalności. Mimo to dzięki działaniu Ducha Świętego, który wyprowadzał z tych słabości dobro, Ewangelia się rozszerzała.
Teraz Chrystus powołuje słabych kapłanów. Kapłanów, którzy – dodajmy – pochodzą z konkretnych rodzin. Dlatego często się mówi, że jakość duchownych jest odzwierciedleniem jakości ludu Bożego. Działa to także w drugą stronę, bo księża poprzez swoje zachowanie i głoszone słowo tenże lud kształtują. Trzeba też pamiętać, że skoro od kapłanów tak wiele zależy, są oni zdecydowanie silniej atakowani przez szatana.
Dlatego to, czego najbardziej kapłani potrzebują od nas świeckich – to modlitwa za nich. Szczególnie musimy otaczać modlitwą tych najsłabszych, tych, którzy ranią Kościół.
Paweł Pomianek
Marcin
05.12.2012, 17:55
Bardzo dobry artykuł. Sam staram się nie oceniać postępowania pewnych księży, ale co w przypadku, gdy ks. ma dziecko, a nadal sprawuje swoją posługę. Takie przypadki są wykorzystywane przez ateistów itp. jako obłuda Kościoła.