Od zarania dziejów mężczyźni są postrzegani jako tzw. „płeć mocna”. To oni mają być silni i bohaterscy, zaradni i zawsze pewni siebie, to oni mają imponować – nam kobietom. Czy to jest jednak prawdziwy obraz mężczyzny – obraz macho, który nie okazuje emocji i boi się przyznać do swych słabości? Czy współczesny mężczyzna ma jeszcze dość odwagi, by być sobą? Skoro każdy z nich ma odgrywać rolę twardziela nie dziwmy się, że trudno jest im się otworzyć i wyznać, co naprawdę czują. Nie ma sensu na siłę zmieniać mężczyzn. Trzeba ich po prostu spróbować zrozumieć…
Książka Waltera Trobischa pt. ”Sztuka zrozumienia mężczyzny” bardzo jasno pokazuje, że istnieje – rozdźwięk miedzy rzeczywistością, a wykreowanym wizerunkiem mężczyzny. Ta rozbieżność sprawia, że czuje się on niepewnie i niekompetentnie w tej roli. Niestety presja otoczenia jest tak duża, że trudno mu zaakceptować siebie z bagażem bezradności, lęku i własnych zranień. Pozostaje więc tylko dalej odgrywać tę odwieczną rolę supermana, cierpieć w milczeniu i czuwać, aby przypadkiem nie okazać się mięczakiem, zwłaszcza w oczach ukochanej kobiety.
Trobisch podzielił swą publikację na trzy części, w których opowiada kolejno o mężczyźnie cierpiącym, broniącym się i uwolnionym.
Pierwsza część – mężczyzna cierpiący. ”Mężczyźni są twardzi, ale z kruchego materiału; kobiety miękkie, ale wytrzymałe” (dr P. Popenoe). Autor przytoczył ten cytat, by ukazać, że każdy mężczyzna odczuwa i reaguje na ból. Można nawet wysunąć stwierdzenie, że mężczyznę można łatwiej zranić wewnętrznie niż kobietę, która wykazuje większą odporność. Trobisch przybliża nam to zagadnienie, omawiając siedem reakcji emocjonalnych mężczyzny cierpiącego. Są to: niepewność, niekompetencja, poczucie niższości, lęk, uczucie bycia niepotrzebnym, frustracja i podatność na zranienia.
Kolejny rozdział – mężczyzna broniący się. Jeżeli już mężczyzna ma poczucie własnej słabości, co ma zrobić – jeśli właśnie nie bronić się, udając silnego. Jest to rodzaj samoobrony w sytuacji zagrożenia i utraty ”męskiego imagu”. Są dwie drogi obrony: przeciwdziałanie lub wycofanie się do zamkniętej fortecy. Oba sposoby są równie często wykorzystywane. W tej części autor opisuje szczegółowo rodzaje męskich mechanizmów obronnych takich jak: wszechmocny władca, nieprzystępny szef, milczący Budda, góra lodowa, mężczyzna wśród mężczyzn, zmęczenie, niewierność.
Ostatnia część – mężczyzna uwolniony. Trobisch stwierdza, że same wskazówki psychologiczne nie wystarczą. Każdy mężczyzna musi zostać wyzwolony, uwolniony i odkupiony. Jedyną drogą ku temu jest wiara, która popycha do skoku przez głęboką przepaść. By go wykonać potrzebna jest odwaga i ufność, że po drugiej stronie Ktoś na nas czeka. I nie chodzi tu o przynależność do konkretnej religii. Chodzi o osobiste spotkanie Boga. Autor ukazuje nam charakterystykę mężczyzny uwolnionego – który „skoczył i został pochwycony”. Jest to mężczyzna: prowadzony, uśmiechnięty, który nie boi się mówić, macierzyński, ojcowski, ochraniany i kochający.
Jak można zauważyć jest to poradnik zarówno dla mężczyzn, którzy maja problem ze zrozumieniem i zaakceptowaniem samych siebie, jak i kobiet, którym przybliżone zostaje prawdziwe oblicze męskiej duszy. Obojgu zaś, lektura ta, z pewnością pomoże ubogacić wzajemne relacje między sobą.
Jeszcze krótko o autorze… Walter Trobisch nie ukończył tej książki. Śmierć przyszła gdy pisał ostatnią część, o mężczyźnie uwolnionym. Pozostawił po sobie notatki i rękopisy, które później jego żona Ingrid złożyła w całość i wydała. Na końcu publikacji odnajdziemy piękny i wzruszający list Ingrid do jej zmarłego męża, który jest wymownym świadectwem ich miłości i stanowi niezwykłą puentę.
Zachęcam Was bardzo do przeczytania niniejszej pozycji. Prawdą jest, że my kobiety jak i wy – mężczyźni nie umiemy bez siebie żyć, choć jesteśmy tak bardzo różni od siebie. Musimy więc cały czas na nowo się poznawać i uczyć się siebie. Warto wiedzieć od czego zacząć i gdzie szukać drogowskazów. Na koniec przytoczę jeszcze myśl pana Trobischa: „Nawet jeśli cel nigdy nie zostanie osiągnięty, dobrze iść we właściwym kierunku”. I tego zarówno Wam jak i sobie życzę
Anna Kuźniar
Anna Kuźniar