Muszę przyznać, że to ogromna frajda, gdy – jako redaktorowi naczelnemu naszego wciąż jeszcze filigranowego serwisu – przypada mi zaszczyt prezentacji pierwszej książki, nad którą objęliśmy patronat medialny.
Gdy nieco ponad rok temu pisałem artykuł Dlaczego warto czytać , oparłem się w dużej mierze na materiale zawartym w książce Fast Food dla mózgu czyli telewizja i okolice , wydanej przez Maternus Media. Teraz książka tego samego wydawnictwa, poruszająca w dodatku podobną problematykę, stała się pierwszą publikacją, której nasz serwis patronuje.
Jako że publikacja jest – z wiadomych względów – bardzo dla nas istotna, wymaga rzetelnej, szczegółowej recenzji. Książka jest próbą odpowiedzi na pytanie postawione w tytule: jak poprowadzić proces wychowawczy naszego dziecka, by stało się ono miłośnikiem książek. Jako że podzielona została na 10 rozdziałów, nic nie przybliży książki bardziej klarownie od krótkiego omówienia każdego z nich.
W pierwszym rozdziale pt. „Czas wolny, czyli czytelnictwo i co jeszcze?” autorka podejmuje próbę zdefiniowania pojęcia „czas wolny”. Następnie wymienia jego formy oraz funkcje. Odpowiada na pytanie czy w ogóle mamy jeszcze czas wolny. Wyszczególnia osoby i instytucje odpowiedzialne za organizację wolnego czasu dzieci (na pierwszym miejscu obowiązek ten spoczywa na rodzicach!). Przedstawia też ciekawe badania dotyczące czasu wolnego młodzieży.
Drugi rozdział „Hulanka po ikonosferze, czyli czy komputery zajmą miejsce książek?” traktuje o relacji między mediami papierowymi a elektronicznymi. Zawiera też kolejne ciekawe badania, które pokazują, że większość dzieci korzystających z komputera sięga również po książki. Znacząca jest też zależność zaangażowania czytelniczego dzieci od wykształcenia rodziców.
Trzeci rozdział został poświęcony na omówienia stanowisk specjalistów dotyczących głównej roli książki w wychowaniu dzieci (dydaktyzm czy artyzm?). Zawiera on również próbę określenia, czym jest literatura dla dzieci.
Kolejny rozdział to „Krótka historia literatury dla dzieci”. Autorka wymienia wszystkich znaczących autorów od samych początków istnienia książki. Uwzględnia zarówno ważniejsze książki pisane z myślą o najmłodszych, jak i te, które choć pisane dla dorosłych, były przez dzieci chętnie czytane. Po cóż taka wyliczanka? Ano „po to – jak wyjaśnia autorka – by stwierdzić, jakie są osiągnięcia XX wieku w tym zakresie, a także dostrzec pewne propozycje poprzednich epok, możliwe do wykorzystania również w XXI wieku”.
W rozdziela piątym pani Justyna wymienia i omawia cechy, jakie kształtuje u dziecka czytanie już od najmłodszych lat. Są to m.in. wrażliwość estetyczna, doskonalszy rozwój intelektualny, wyobraźnia, postawa twórcza etc.
Rozdział szósty „Ala ma kota, czyli zacznijmy od nauki czytania” rozpoczyna cykl rozdziałów podejmujących już bezpośrednio próbę odpowiedzi na tytułowe pytanie. By wychować miłośnika książki, powinniśmy właściwie prowadzić w tym względzie dziecko już od najmłodszych lat. Jakie są metody nauki czytania i która z nich jest najlepsza? Tego dowiesz się czytając tenże fragment książki Justyny Truskolaskiej.
Kolejny rozdział odpowie nam z kolei na pytanie: jak korygować błędy w wymowie naszego dziecka. Co dość istotne, szczegółowo omówione zostały w nim takie przypadłości (niestety coraz częstsze w dzisiejszych czasach), jak dysleksja czy dysgrafia.
Rozdział ósmy „Metoda kroków czytelniczych, czyli jak nauczyć dziecko kochać książki” to – można rzec – sedno, esencja tej pozycji. To tutaj znajduje się ostateczna odpowiedź na tytułowe pytanie, to do treści tutaj przedstawionych zmierzały wszystkie wcześniejsze dywagacje. Sam tytuł rozdziału już sugeruje, jak nauczyć dziecko kochać książki. A czym jest owa metoda kroków czytelniczych? Nie pozostaje mi nic innego niż odesłać do lektury.
Przedostatni rozdział autorka poświęca szczegółowemu przedstawieniu pozycji odpowiednich dla poszczególnych grup wiekowych. I wreszcie ostatni rozdział… No właśnie, ostatni rozdział może być dla wielu zaskakujący. Autorka pisze w nim bowiem o zagrożeniach związanych ze zbyt przesadnym umiłowaniem literatury (alienacja dziecka). To pokazuje, jak wielostronne jest spojrzenie pani Justyny.
Cóż tu wiele mówić. Jednym słowem – kawał dobrej, naukowej roboty. Myślę, że każdy, komu zależy na wychowaniu małego mola książkowego (czyli wszyscy nasi Czytelnicy-Rodzice ), powinien nabyć tę książkę i poznać ją bardzo dokładnie. To może bardzo ułatwić zadanie.
A wracając do faktu, że patronujemy tej książce… Przyznaję szczerze: to dla nas duża rzecz. To następny krok w naszym rozwoju. To nasz kolejny… sukces. I niech Tolle et lege podąża właśnie w tym dobrym kierunku.
Paweł Pomianek