Co chwilę dowiadujemy się o okropnych rzeczach, które dzieją się w szkołach. Przeraża nas to, szokuje, ale może też pojawia się pytanie, jak temu zaradzić. Co zrobić, by uczniowie w szkołach byli odpowiedzialni i zdyscyplinowani? A może ta odpowiedzialność i dyscyplina powinna zacząć się już w domu?
Adele Faber i Elaine Mazlish, znane jako specjalistki od porozumiewania się rodziców z dziećmi, zaznaczają, iż potrzeba „zwrócić uwagę na to, co dzieje się poza klasą i poświęcić wiele miejsca pierwszym i niezmiennym nauczycielom dziecka – rodzicom”. Jak sam tytuł wskazuje(„Jak mówić…”), kładą nacisk na słowa, na metody porozumiewania się z uczniami.
Jak piszą we wstępie: „Obie strony [rodzice i nauczyciele] muszą dostrzegać różnicę między słowami, które demoralizują, a tymi, które dodają odwagi; między słowami prowokującymi konfrontację, a tymi, które zachęcają do współpracy; między słowami uniemożliwiającymi dziecku myślenie i koncentrację, a tymi, które pobudzją naturalne pragnienie uczenia się”.
I tak na początek wchodzimy w sferę uczuć uczniów – jak sobie z nimi radzić (nie tylko w szkole, ale też i w domu)? Jeśli chcemy, by uczniowie mogli myśleć i uczyć się, musimy akceptować ich uczucia. Jednak jak tego dokonać w szkole na lekcji? Autorki podają wiele przykładów nieprawidłowych i z drugiej strony – dojrzałych, mądrych rozwiązań różnych trudnych sytuacji.
Kolejna kwestia dotyczy zachęcania dzieci do współpracy. Czy nauczyciel ma być sierżantem wykrzykującym rozkazy? Autorki pytają: czy Twoja zachęta do współpracy przypomina slogan reklamowy firmy Nike: „Po prostu zrób to”? Jak mówić, żeby nie tracić czasu na upominanie niesfornych uczniów, na walki i przełamywanie oporu? A z drugiej strony jak mówić, żeby uczniowie zachowywali się właściwie?
Bardzo ciekawym rozdziałem jest następny, mówiący o stosowaniu kar. Autorki, powołując się na opinie pedagogów, twierdzą, że karanie nie jest skutecznym sposobem wprowadzania dyscypliny. Pytają: jeśli karanie ma dać dziecku nauczkę, to czego się dzieci uczą? Jedna z przytoczonych opinii zaznacza, że „stosowanie kary cielesnej uczy dziecko, że przemoc jest metodą rozwiązywania problemów”. Autorki piszą o innych możliwościach prowadzących do samodyscypliny. Dlatego też w kolejnym rozdziale wypracowują kroki pomagające wspólnie rozwiązywać problemy.
Wspaniale byłoby posiąść sztukę mówienia pochwały, która nie wprawia w zakłopotanie, jak i krytyki, która nie rani. Jak wytknąć to, co jest niedobre, nie załamując jednocześnie osoby, którą się krytykuje? Jak chwalić, by to przyczyniło się do budowania szacunku dziecka do siebie? Pozostawiam te pytania ze zdaniem autorek, iż nauka jest najbardziej wartościowa wtedy, gdy dzieci interesują się tym, co robią, a nie wtedy, gdy martwią się, jak ocenią ich inni ludzie.
Ważną kwestią jest też, by nie szufladkować uczniów. Stąd pytanie, jak mówić, by uwalniać je od narzuconych im ról? Pozostaje już tylko jeden krok do ostatnich rozdziałów – do spotkania rodziców z nauczycielami. Jak tę relację widzą rodzice, a jak nauczyciele? Co jest ważne dla obu stron?
Autorki swoje przekonania i zmagania w porozumiewaniu się z uczniami wkładają w usta młodej nauczycielki Liz – to ona jest narratorką książki. Dzięki temu pozycja ta nie jest jakimś naukowym podręćznikiem, ale opowiadaniem, które czyta się z przyjemnością, poznając jednocześnie ważne treści. Każdy rozdział zamykają pytania, a także relacje rodziców i nauczycieli, którzy zastosowali opisane przez autorki metody…
Justyna Smerecka