„W pisaniu nie wracam do przeszłości”

admin 21 lipca 2011 Wywiady Brak komentarzy »

Marek CzukuZ Markiem Czuku, polskim poetą, członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, o jego twórczości, marzeniach i literaturze rozmawia Sylwia Boguta.

Sylwia Boguta: Chciałam na wstępie spytać o debiut literacki. Czy Pana pierwsze wydane utwory długo czekały na opublikowanie, jak to wyglądało i co popchnęło Pana ostatecznie do ich wydania?

Marek Czuku: Zacząłem pisać w stanie wojennym, był rok 1982. Trzy lata później debiutowałem w prasie, a po kolejnych czterech – książką. Na początku nie zdawałem sobie sprawy z tego, na czym polega tzw. życie literackie, nie myślałem o publikacjach ani o spotkaniach autorskich. Pisałem z jakiejś wewnętrznej, nie całkiem dla mnie jasnej potrzeby i nie miałem pojęcia, co to jest i czy jest coś warte. Dopiero gdy daleka krewna z Torunia zachęciła mnie do wysłania wierszy na konkurs w Grudziądzu, w którym zupełnie niespodziewanie dostałem nagrodę, pomyślałem, że to jest coś poważniejszego. Starałem się wtedy dotrzeć do osób, które zajmowały się tym samym i gdzieś to moje pisanie wydrukować. A ponieważ wszędzie są dobrzy ludzie, w końcu udało mi się zaistnieć.

— Jak traktuje Pan opinie recenzentów dotyczące swojej twórczości?

— Cieszę się z każdej recenzji, szanuję krytyków, ale mam pewien dystans zarówno do opinii zbyt pochlebnych, jak i nadmiernie krytycznych. Najbardziej cenię wyważone, wielowymiarowe filologiczne analizy, w których każda teza jest należycie uzasadniona.

— Pana przedostatni tomik poetycki jest zatytułowany Ars poetica. Skąd taki tytuł, skoro wiersze zawarte w nim (może poza tytułowym) nie mówią bezpośrednio o tym, czym jest „sztuka poetycka” oraz o tym, jak się tworzy poezję? A czym dla Pana jest sztuka poetycka?

— Tytuł w sposób oczywisty nawiązuje do tradycji, ale same wiersze są jakby „z różnych parafii”. Chciałem w ten sposób wskazać różne drogi prowadzące do poezji, a jednocześnie zwrócić uwagę na zamieszanie (taki „groch z kapustą”), jakie panuje teraz w literaturze. A czym jest sztuka poetycka? Dobrze to oddaje triolet Jerzego Jarmołowskiego:
a co jest poezja – a kto ją tam wie
a czymże poeta – a kto go tam zna
a co śni poeta w chryzantemy śnie
bo co chryzantema – to kto ją tam wie
i kto komu śni się i kto w czyim śnie
i co chryzantema śni w poety snach
a co jest poezja – a kto ją tam wie
a czymże poeta – a kto go tam zna

— Większość Pana wierszy jest mocno osadzona w codzienności. Z czego to wynika? Czy według Pana ten sposób wyrazu lepiej trafia do czytelnika i czy poezja uciekająca od rzeczywistości jest według Pana mniej wartościowa? Rozumiem, że znajdujemy się tu również w kręgu pytań o obowiązki poety? I skąd w Pana wierszach tyle ironii?

— Rzeczywiście, sporo moich wierszy dotyczy, także pośrednio, hic et nunc. Myślę, że za wiele. Literatura często płaciła wysoką cenę za zbytnią doraźność, co odbywało się kosztem ponadczasowości. To duża sztuka pisać o sprawach uniwersalnych bez nieznośnego patosu, a jednocześnie opierać się na konkrecie. Zgadzam się z Panią, że przesadzam z ironią, ten środek wyrazu działa przecież na zasadzie „kij ma dwa końce”. Przyznam, że marzy mi się krystaliczna czystość przekazu. Ale to również wyższa szkoła jazdy.

— Określany jest Pan przez niektórych jako poeta postmodernistyczny. Czy zgadza się Pan z tym określeniem? Na czym, jeśli tak, według Pana polega ten postmodernizm? Na pisaniu o postmodernistycznej rzeczywistości czy może na postmodernistycznym pisaniu?

— Postmodernistyczna jest rzeczywistość, a więc chcąc nie chcąc uczestniczymy w tym zbiorowym stanie ducha. Pojawiło się to po drugiej wojnie, a nasiliło po upadku komunizmu i nie chce puścić. To jest pojęcie-worek; można powiedzieć, że – dajmy na to – barok też był mocno postmodernistyczny. Już sam fakt pisania i obrania takiej, a nie innej postawy twórczej wiąże się – co najmniej – z odniesieniem do postmodernizmu. A czy czuję się postmodernistą? Chyba nie. To wszystko wynika z przekory.

— Przywiązuje Pan dużą wagę do formy swoich wierszy. Jakie zabiegi literackie i artystyczne lubi Pan najbardziej? Który z poetów lub grup literackich jest Panu najbardziej bliski, jest autorytetem?

— Lubię, gdy uda mi się tak skondensować sensy i obrazy, aby w efekcie dało się to czytać na różne sposoby, a przy tym wszystko „trzymało się kupy”. Trzeba też bardzo uważać na zachowanie pewnego minimum zrozumiałości, bo co z tego, że wiersz będzie nowatorski i bardzo mądry, skoro nikt go nie przeczyta. Od dawna mam słabość do Gałczyńskiego i Leśmiana, doceniam wielkość Kochanowskiego i Mickiewicza, lubię poezję kobiet (ze współczesnych np. Julii Hartwig, Adriany Szymańskiej, Anny Piwkowskiej czy Marzeny Brody).

— Jest Pan bardzo skromny w mówieniu o sobie i rzadko pojawia się Pan na spotkaniach. Z czego to wynika? Czy to jakiś rodzaj buntu przeciw kulturze, w której wszyscy o wszystkich chcą wiedzieć wszystko?

— Skromnie przyznam, że skromność jest moją dużą zaletą. Pojawiam się wszędzie tam, gdzie jestem zapraszany (widocznie nie jestem na topie). Bunt z kolei mam we krwi i wypiłem go z mlekiem matki… A serio: nie czuję się dobrze w dzisiejszych czasach w ich wymiarze społecznym (demokracja, wolny rynek, władza, pieniądze, media, kultura masowa itp. itd.). Zawsze byłem indywidualistą i czułem wręcz organiczny wstręt do stadnych zachowań.

— Czy któreś z Pana dzieł ma dla Pana szczególną wartość. Tomik, wiersz darzony szczególnym sentymentem?

— Zawsze myślę o tym, co ma dopiero powstać. W pisaniu nie wracam do przeszłości.

— Niektóre z Pana wierszy, jak np. Róbta co chceta, są już omawiane na lekcjach języka polskiego, co Pan o tym myśli? Czy godzi się Pan z określeniem ‘moralizator’?

— Akurat za tym wierszem nie za bardzo przepadam z powodu jego publicystyczności. Ale właśnie dlatego zdobył pewną popularność, także w internecie. Nie lubię też nachalnego moralizowania, czasem trzeba jednak powiedzieć, co się tak naprawdę myśli o świecie.

— Jak Pan myśli, w jakim kierunku pójdzie polska poezja w najbliższych latach?

— To wielka niewiadoma. I to jest piękne, że nie można tu niczego przewidzieć.

— Mała rada dla młodych twórców – co zrobić, by uniknąć pułapek oryginalności, pisać we własnym stylu, ale być dalekim od przesady i niezrozumiałości? A może jest to niemożliwe? Jaki stosunek ma Pan do tradycji literackiej?

— Myślę, że zawsze trzeba być sobą, być w zgodzie z własną osobowością, niepowtarzalnością. Nie silić się na coś, co jest sprzeczne ze mną, choć może dać mi krótkotrwałą korzyść. Podobno wszystko już było, ale nie było mnie i mojego świata. A tradycję trzeba znać, aby móc powiedzieć cokolwiek nowego.

— Ostatnie moje pytanie będzie dotyczyło Pana „literackich” marzeń. Czy takie są? Czy może realizuje je Pan na bieżąco?

— O największym celu literackim, jakim jest wypracowanie własnego, czystego języka, już mówiłem. To ogólnie, a tak na teraz marzy mi się powieść, której pomysł noszę w sobie już od dawna, tylko nigdy nie mam czasu go zrealizować.

— Redakcja Tolle et lege z całego serca życzy Panu spełnienia tego marzenia! Serdecznie dziękuję za rozmowę.

 

Wywiad został przeprowadzony w październiku 2007 roku.


Zobacz też


Dodaj komentarz

Kolorem czerwonym oznaczono pola obowiązkowe