„Dzieci z Bullerbyn” to książka, którą uwielbiałam od zawsze, tzn. od momentu, kiedy pierwszy raz ją przeczytałam. A było to niebagatela kilkanaście lat temu, jeszcze w szkole podstawowej… Od tego czasu mój prywatny egzemplarz uległ nieco zniszczeniu, m.in. stracił oprawkę, strony zrobiły się nieco żółtawe itp. Myślę jednak, że dzisiejszy wygląd mojej książki jest nie tylko świadectwem upływającego czasu, ale także dowodem na to, z jakim zamiłowaniem czytałam tę lekturę i jak często powracałam do przygód szóstki dzieci z niewielkiej wioski Bullerbyn…
Myślę, że wielu „starszych” Czytelników również zetknęło się z tą książką (w końcu była ona i jest chyba dalej umieszczona w kanonie lektur szkolnych). Jako że jest ona znana od pokoleń i nie jest to żadna nowość (chyba, że dla kogoś jednak jest:-)), pragnę „starszyźnie” nieco przypomnieć, a najmłodszych szczerze zachęcić do przeczytania historii o ferajnie dzieciaków, które zawsze trzymały się razem i przeżywały każdy dzień jak wielką, niezwykłą przygodę.
Bullerbyn to mała szwedzka wioska, w której mieszka tylko sześcioro dzieci. Dzięki jednej z bohaterek – Lisie – poznajemy ich codzienne życie, m.in.: szkolne przygody, obchodzenie urodzin, zwyczaje świąteczne, niezapomnianą wyprawę po zakupy, wesołe zabawy itd. Mimo, iż to wszystko zakrawa na zwykłą codzienność, nie dajmy się zwieść pozorom. Każde wydarzenie jest opisane w tak barwny i ciekawy sposób, że z tymi dzieciakami po prostu nie można się nudzić. Dodatkowo niezwykle przystępny język w połączeniu ze szczyptą dobrego humoru sprawia, że „Dzieci z Bullerbyn” czyta się jednym tchem.
Czytaj dalej »