Z ks. doktorem Adamem Rybickim, adiunktem w Instytucie Teologii Duchowości KUL o wartości modlitwy różańcowej rozmawia Paweł Pomianek.
Paweł Pomianek: Maryja zajmuje bardzo ważne miejsce w Księdza duchowości… Napisał ksiądz nawet książkę Uzdrowienie przez Maryję…
Ks. Adam Rybicki: Maryja jakoś delikatnie weszła do mojego życia i dużo wniosła swoją obecnością. Jest czuła i pełna ciepłego światła, a jednocześnie wymagająca i konsekwentna. Prowadzi mnie w konkretnym kierunku, mimo, że ja się kręcę na wszystkie strony i zbaczam z drogi. Nie będę za dużo na ten temat mówił. To jest jakaś wielka tajemnica, ale gdy ktoś Ją naprawdę zaprasza do siebie, Ona przychodzi. Ktoś dwa tysiące lat temu zaprosił Ją do biednej stajenki betlejemskiej. Ona weszła i tam urodziła Jezusa. A w Jezusie jest Cały Bóg. Tak więc warto ją ciągle i ciągle zapraszać do swojej biedy.
Napisałem tę książkę i podobno już nigdzie jej nie można kupić. Jest ona owocem spotkań z ludzkim cierpieniem duchowym i psychicznym, także wielu moich własnych przeżyć i przemyśleń. Cieszę się, że wiele osób ją ze sobą nosi i ją czyta to w jedną to w drugą stronę. Planuje się wznowienie, ale jeszcze nie szybko. Napisałem tam, że gdy ktoś nosi w sobie serce z kamienia, to nie jego wina, lecz wina cierpienia, które przeżył lub przeżywa. Żeby to kamienne serce zamieniło się w serce z ciała, trzeba otworzyć się na… jeszcze większe cierpienie (związane z pękaniem skorup) i na czułą, ciepłą miłość. I właśnie Maryja pomaga znieść to straszliwe cierpienie i lęk, a z drugiej strony daje matczyną, bezwarunkową czułość i ochronę. Maryja pomaga zrzucać maski i osłony i stawać się człowiekiem z „sercem z ciała”. Jezus – Bóg właśnie od Niej otrzymał, to, co w Nim było ludzkie. Gdy będziemy z Nią (a nawet „w Niej”, jak mówią niektórzy mistycy), będziemy stawali się coraz bardziej ludzcy i szczęśliwi, chociaż cierpiący. Widzę, że to jest prawda.
– Jakie znaczenie ma dla Księdza modlitwa różańcowa?
– Przede wszystkim ja odmawiam codziennie różaniec nie dlatego, że on aż tak bardzo mi się podoba (to też), ale dlatego, że Maryja tego chce i o to prosi. Znając chociażby treść różnych uznanych przez Kościół objawień, widać wyraźnie, Ona ciągle prosi: odmawiajcie różaniec. Więc ja jestem Jej posłuszny. Z tego wynikają same dobre owoce. Coraz lepiej widzę, że jeśli Ona o coś prosi, trzeba to robić. Ona o to prosi nie dla siebie, tylko wiedząc, że odmawiając różaniec sami najwięcej na tym korzystamy.
Teraz o samym różańcu… najpierw sam z sobą toczę boje, żeby codziennie znaleźć czas, no bo przecież trzeba zrobić to czy tamto, i ciągle nie ma czasu. Ale gdy już się go znajdzie, to różaniec jest dla mnie tym koniecznym zatrzymaniem, chwilą, w której mogę być naprawdę cały dla Jezusa i Maryi. Różaniec ustawia moje rozbiegane myśli i pragnienia w jednym kierunku. Używając morskiego porównania, cała flota zaczyna zgodnie płynąć ku światłu, a nie każdy statek w swoją stronę. Różaniec jest też dla mnie przedzieraniem się przez siebie samego: to właśnie wtedy mam wrażenie, że moja dusza, która zazwyczaj jest głęboko schowana, zaczyna wychodzić na zewnątrz, bo czuje się wołana przez jakiś piękny głos.
Tak więc różaniec jest na początku zawsze trudny, czasem mam poczucie, że tracę czas, ale jak się przez to przedrę, to widzę, że tak ma być. W jednym z objawień w Medjugorie (nie wnikam teraz w jego autentyczność) Maryja miała powiedzieć: „módlcie się, módlcie się, aż modlitwa nie stanie się dla was radością”. Czyli, że modlitwa dla początkującego nie zawsze jest radością. To jest bardzo zgodne z tym, co ja sam o tym myślę: różaniec na początku wcale nie jest radością, ale gdy się jest jemu wiernym i wytrwałym, powoli zaczyna być źródłem takiego pokoju, słodyczy, poczucia sensu i komunii, że aż trudno to opisać. Poza tym różaniec otwiera serce na inne dary Ducha: inaczej przeżywa się Eucharystię, (ale także spotkanie z drugim człowiekiem), gdy się wcześniej poświęci 20 minut na różaniec. Radzę sprawdzić. Inaczej się też choruje, doświadcza zranień i odrzuceń, inaczej się kocha innych, gdy to wszystko oplecione jest różańcem. Mam za sobą okresy, w których gubiłem różaniec i okresy, w których byłem mu wierny. Różnica jakości życia jest duża.
– Dziś można jednak mówić o kryzysie różańca wśród młodych ludzi. Wielu z nich uważa, że to nudna, monotonna, nic nie wnosząca modlitwa. Z drugiej strony spora część ludzi starszych odmawia różaniec bezmyślnie, a co najgorsze niejednokrotnie zdarzają się jeszcze przypadki, że odmawia go podczas Eucharystii, zupełnie wypaczając sens modlitwy różańcowej. Co robić by przezwyciężyć te skrajne postawy i by ta piękna modlitwa odzyskiwała swoje właściwe miejsce w katolickiej pobożności.
– Nie wiem, czy uda się zareklamować młodym ludziom różaniec. Ale tworzenie okazji i przestrzeni do tej modlitwy daje możliwość zasmakować jej wartości dla nas. A jak ktoś zasmakuje, to już potem będzie przychodził. Młodzież odwraca się od różańca, jak odwraca się od wszystkiego, co jest trudne i mało atrakcyjne: ja to rozumiem. Ale jak ktoś poczuje wartość, idzie za tym. A jak przekonać młodych ludzi do wartości różańca? Może tak: „Kochani módlcie się, módlcie się, aż modlitwa stanie się dla was radością” .
Nie podejmuję się oceny starszych osób odmawiających różaniec podczas Mszy św. To ma uzasadnienie w przeszłości: co te (wtedy młode) pobożne dziewczyny miały robić przed Soborem Watykańskim II, gdy wszystko było po łacinie? Może wtedy różaniec był najlepszą pomocą, aby nie tylko stać na Mszy świętej, ale również się modlić? A poza tym, różańce odmawiane przez osoby starsze, czasem wyśmiewane przez młodych, to jest przecież nieustanna modlitwa wznoszona do Boga również za nas! Chylę czoła przed tym. Może ten zwariowany świat jeszcze się nie rozpadł na kawałki właśnie dzięki różańcom naszych babć.
– Czy uważa Ksiądz za słuszne ustalanie uczestnictwa w różańcu za obowiązkowe dla dzieci przygotowujących się do pierwszej komunii oraz dla młodzieży przygotowującej się do bierzmowania? Czy to nie stanie się zmuszaniem do różańca bez żadnego pogłębienia? A może to świetny sposób do propagowania tej modlitwy.
– Nie wiem, co to znaczy „obowiązkowe”. A jeśli ktoś nie przyjdzie, to co, będzie kara? Byłem kiedyś w Niemczech, spotkałem księdza-Hiszpana, który nigdy w życiu nie odmawiał różańca. Ja go pytam: jak to? A on: bo u nas za generała Franco był nakaz i kary, i od tej pory Hiszpanie znienawidzili różaniec. Więc jeśli mówimy o obowiązku, to robi mi się zimno, ale jeśli mówimy o wszelkich możliwych formach przybliżania, zachęcania, tworzenia okazji do wspólnego odmawiania, to może byłoby lepsze. Poza tym jest Maryja: trzeba Ją pytać, co tu robić, by „Jej modlitwa” była coraz lepiej znana i kochana. Ona powie.
– Dlaczego różaniec? Jak zachęciłby Ksiądz zwłaszcza młodych ludzi czytających Biuletyn Tolle et lege, że warto często sięgać po tę formę modlitwy?
– Nie mam jakichś powalających i intelektualnych argumentów. Kto nie jadł wyjętego z lodówki arbuza w gorący letni dzień, nie wie, jak on wtedy smakuje. Ale jak ktoś spróbował, to już wie. „Módlcie się, a zobaczycie co się będzie działo w Waszym życiu”, to jest jedyny mój argument. Różańcem można „przesunąć górę”, zatrzymać „katastrofę”, ożywić „niepłodne łona”, czyli osiągać to, co niemożliwe, wyjść z narkomanii, pokonać lęki i depresje, posklejać rozbity dzban naszego życia, iść dalej mimo zadawanych przez życie ran, dogrzebać się w sobie do tego, co najpiękniejsze, czyli do rozlanej przez Ducha Świętego Miłości Bożej na dnie naszego serca.
– I tradycyjne pytanie, jakie zazwyczaj zadaję na sam koniec: co sądzi Ksiądz o inicjatywie Tolle.pl
– Wchodząc do Tolle, pierwsze moje wrażenie jest takie: hurra, ktoś jeszcze czyta książki! „Jeszcze Polska nie zginęła!” Mam znajomego, który ma hurtownię książek, ale on sam czyta tylko takie dzieła literackie, jak faktury i wyciągi z konta bankowego. A u Was się czyta i recenzuje, u Was się wie, co się sprzedaje. A w sklepach (czy obuwniczych czy odzieżowych, ale też w księgarniach) mam czasem wrażenie, że nie ma co pytać ekspedientki o materiał i jakość produktów, bo ta miła pani i tak nic o tym nie wie, ona ma mieć długie nogi i ładny makijaż, to wszystko. A ja chciałbym się dowiedzieć, co się sprzedaje. To jest u Was coś cennego.
Poza tym jesteście dynamiczni, coś się ciągle dzieje na Waszej stronie, oferujecie nie tylko „książeczki do nabożeństwa”, ale też nie uważacie, że ludzie najbardziej pragną poradników „jak uwieść mężczyznę w pięć minut”. Poza tym błogosławiony ks. Alberione, „wzór apostołów przez media” mówił, że nowoczesne media będą przynosić pożądane duchowe owoce, gdy będą je robić ludzie święci, inaczej nic z tego nie będzie, mimo chwytów i reklam. Mam wrażenie, że Wasza osobista świętość (znamy się nie od dzisiaj ) nie jest Wam całkiem obojętna. Jeśli tak będzie dalej, Wasza praca będzie przynosiła takie owoce, jak ów okrzyk: tolle et legere, a więc zrodzi świętych (a może i świętych doktorów Kościoła, jak Augustyn?). Tego Wam życzę.
– Serdecznie dziękuję za ciepłe słowa i za całą rozmowę!
Wywiad został przeprowadzony w październiku 2007 roku.