Można go nie lubić. Można nie zgadzać się z jego poglądami. Można uważać, że jest za bardzo złośliwy i zarozumiały. Ale nie można nie przeczytać jego książek podróżniczych (jak np. „Gringo wśród dzikich plemion”). Są po prostu rewelacyjne. Choć nie ukrywam, że co kilka stronic miałam nieodparte wrażenie, że autor konfabuluje. No cóż, nawet jeśli troszkę tak jest, to ma do tego prawo, to jego licentia poetica. Zdaję sobie sprawę, że to poczucie może także wynikać z faktu, że Cejrowski zamieścił tu zdarzenia z wielu podróży, zastrzegając achronologię w ich przytaczaniu.
Wojciech Cejrowski, jak sam mówi, też czytał książki przyrodnicze i marzył o egzotycznych podróżach, tyle tylko, że on sprzedał lodówkę i za uzyskane pieniądze ruszył w drogę, a większość jego czytelników siedzi, podczytuje, wzdycha i… podjada z niesprzedanej lodówki . Ta książka jest zapisem doświadczeń ze spotkań z Indianami, ze spotkań z najdzikszymi na przestrzeni dwudziestu kilku lat.
Autor uświadamia, że istnieje inny świat, naprawdę inny. Świat, w którym zasady zarozumiałych Europejczyków są po prostu absurdalne (pośpiech, czas, garnitur, w ogóle ubranie…). Zaletą autora jest to, że poznaje ten świat i stara się odsłonić go czytelnikowi, nie okazując braku szacunku wobec „dzikich”, co więcej, pochyla się nad ich kulturą jakby z namaszczeniem, uświadamiając nam, że być może tych plemion nikt nie ocali…
Porywające jest piękno zamieszczonych w książce zdjęć, klimat opisu, który, jakkolwiek dosłowny, nie epatuje poszukiwaniem sensacji czy skandalu. Na każdym kroku widać kulturowe różnice, jak chociażby w kwestii diety: obrzydliwość potraw poraża, choć swoją drogą czymże są nasze flaczki czy kaszanka . Podskórnie jednak daje się dostrzec podobieństwa między gringo a tubylcami i autor zdaje się celowo na to podobieństwo wskazywać: jesteśmy jednakowi w człowieczeństwie, w poczuciu godności i poszukiwaniu absolutu (swoją drogą niezwykle trafne i głębokie analizy stanu misji kościołów chrześcijańskich w Ameryce Południowej).
Pozycja zachwyca edytorsko. Jest ciekawa, dynamiczna, wartka, ale nie pozbawiona przejawów erudycji autora. Tym jednak, co sprawia, że można wyrywać ją sobie z rąk jest humor. Tak: humor, który przyprawia o płacz do łez, ból brzucha i zatykanie ust przemocą (dotyczy tych, którzy czytają nocą i nie chcą budzić sąsiadów). Dialogi, umieszczone w przypisach, między Cejrowskim-autorem a Cejrowskim-tłumaczem (książka powstała w języku hiszpańskim), dystans do świata, siebie, realiów puszczy i zasad rządzących polityką Polski, Hondurasu czy innego Belize .
Uświadomienie sobie jednak faktu, że gringo, czasem sam, czasem z blondynką, narażał swe życie, bał się (swoją drogą jest tam scena, w której bał się nie na żarty:), był głodny, zmęczony, podglądany przy załatwianiu potrzeb fizjologicznych, chory itp., itd. powoduje, że poczułam ulgę, mogąc siedzieć w wygodnym fotelu, popijać soczek i podziwiać odwagę, wytrzymałość i samozaparcie kogoś, kto kiedyś sprzedał lodówkę.
Joanna Nowakowska