Dzieci nie mają poglądów politycznych czy ekonomicznych – mają wyobrażenia o idealnym Świecie. Nie mając pojęcia o ograniczoności dóbr, wydaje im się, że najlepiej by było, gdyby „państwo” (na analogicznej zasadzie, jak rodzice) zwyczajnie dało obywatelom to, czego chcą, a nie wiedząc nic o wartości pieniądza, darzą go zazwyczaj niewielkim szacunkiem i zainteresowaniem. Dorośli zaś, pomni swych młodzieńczych marzeń, roztkliwiają się nad „dziecięcą prostotą” i wynoszą ją nad zdrowy rozsądek.
Na szczęście większości mija owa infantylność, gdy tylko zderzą się z twardą rzeczywistością. Jednak prawie każdemu człowiekowi aż do starości zostaje gdzieś głęboko zakodowany ideał Świata bez własności, pieniądza, w którym wszyscy żyliby szczęśliwie nie oglądając się na potrzeby doczesne. Może nieść to ze sobą skutki lżejsze, jak nawoływanie do redystrybucji dóbr, albo cięższe, jak wyznawanie kolektywistycznych ideologii. Dużą winę ponosi wychowanie w dzieciństwie, podkreślanie „czystości” i „niewinności” małoletnich, przeciwstawiane „dorobkiewiczostwu” starszych. Przez to socjalistyczne bajki wydają się dzieciom (i wyrastającym z nich później dorosłym) czymś normalnym, w przeciwieństwie do systemu kapitalistycznego, widzianego jako anomalia i zło.
Na pierwszy rzut oka może sie rzeczywiście wydawać, że kapitalizm jest mało atrakcyjny dla młodego pokolenia, w przeciwieństwie do różnych ideologii kolektywistycznych, które dają proste rozwiązania i proste odpowiedzi na trudne pytania. Aby zrozumieć wolny rynek trzeba przyznać, że Świat nie jest idealny, dobra są ograniczone, rzadziej można w życiu kierować się zachciankami, a częściej potrzebami i że zawsze będą istnieli ludzie cierpiący niedostatek. Można się na to zżymać i przed tym uciekać, ale takie są fakty i nic tego nie zmieni. Znacznie trudniej zrozumieć jest to dziecku, niż dorosłemu.
Jednak kapitalizm nie niesie ze sobą tylko poznanie wad Świata (tak jak i nie tworzy tych wad, co zazwyczaj się mu zarzuca), ale i niesłychane możliwości rozwoju jednostki. Ukazując to entuzjastycznie nastawionemu do życia malcowi, który wciąż stawia mnóstwo pytań, wciąż dowiaduje się czegoś nowego i chce się rozwijać, można go łatwo przekonać do tego, że wolny rynek wcale nie jest groźny, a nawet pozwala uzyskać wiele radości i szczęścia – wystarczy tylko zaryzykować włączenie się w niego.
Prób ukazania dobrych stron kapitalizmu dzieciom jest sporo, jednak najbardziej udane wydają mi się dwie – Karla Hessa i Kena Schoolanda.
Podróż po wyspie Korrumpo
Prof. Ken Schooland jest wykładowcą nauk politycznych i ekonomii na Pacific University of Hawaii w USA, oraz uznaną osobistością ruchu libertariańskiego. Jego największym osiągnięciem jest jednak książeczka dla dzieci, która wyszła w Polsce pod tytułem „Przygody Jonathana Poczciwego. Odyseja wolnego rynku”. Pozycja ta opisuje podróż tytułowego Jonathana, który pływając łódką po morzu, zabłądził na ukrytą wyspę Korrumpo. Chłopiec poznaje istniejący tam dość osobliwy system społeczny, w którym, przynajmniej z pozoru, panują zasady równości i braterstwa. Jednak przy dokładnym przyjrzeniu się mu okazuje się, że idee te są co najmniej opacznie rozumiane. Przykładowo, istnieje podatek nałożony na wszystkich, którzy są wysocy (by niscy nie czuli się gorsi), w związku z czym wielu ludzi chodzi… na kolanach. Jonathan jest także świadkiem zbierania podpisów pod petycją producentów świeczek i płaszczy, mającą skłonić Radę Lordów do zakazania Słońcu świecenia, w celu ochrony rodzimego rynku pracy (swoją drogą nie jest to autorski pomysł K. Schoolanda, „Petycja” jest rewelacyjnym tekstem autorstwa XIX-wiecznego francuskiego ekonomisty Fryderyka Bastiata.). Po barwnych przygodach i spotkaniu wielu osobliwych postaci, bohater, uciekając przed Bandą Demokracją („Otaczają wszystkich, na których natrafią i głosują, co z nimi zrobić! Mogą zabrać ci pieniądze, uwięzić, a nawet zmusić do przystąpienia do bandy.”) spotyka sępa, który obiecuje mu pokazać „krainę wolnych ludzi”. Ku zdziwieniu Jonathana, obaj trafiają do jego domu. Chłopiec zaczyna rozumieć, że „Terra Libertas” może istnieć wszędzie tam, gdzie ludziom pozwala się robić wszystko, co nie krzywdzi innych.
„Przygody Jonathana Poczciwego” osiągnęły spory sukces wydawniczy, zostały przetłumaczone na kilkadziesiąt języków, w tym polski. W niedalekim czasie ma się ukazać nakładem Wydawnictwa Aspekt kolejne wydanie.
Jest to fragment artykułu, który ukazał się w tygodniku „Najwyższy Czas!” nr 9/2007
Autor jest wiceprezesem Stowarzyszenia KoLiber oraz publicystą. Publikuje m.in. w „Najwyższym Czasie”, „Opcji na Prawo”, „Racji Polskiej”, Korespondent.pl, Prawica.net, Liberator, Ratusz.info.
Stefan Sękowski