Dostojewski wykreowany w Mistrzu z Petersburga jest co najmniej szokujący. A kolejne stadia jego rozkładu psychicznego wzbudzają momentami obrzydzenie. Czy to rzeczywiście wizerunek tego wielkiego pisarza? Pytania same cisną się na usta: do jakich granic wolno dziś autorowi posunąć się w odsłanianiu ludzkiej duszy? Czy do ostatnich – najbardziej mrocznych, perwersyjnych i wstydliwych?
Jesienią 1896 roku na wieść o śmierci pasierba przyjeżdża do Petersburga Dostojewski. I zostaje tam dłużej niż sobie życzył. Jego przyjazd bowiem został przez kogoś wcześniej ukartowany. To przybycie jest jednak tylko preludium do mających wkrótce nastąpić dziwnych i tajemniczych wypadków związanych z jego pasierbem Pawłem. A dokładniej – z okolicznościami jego śmierci.
Początkowo niemożliwością wydaje się wskazanie, kto jest odpowiedzialny za upozorowane samobójstwo – policja oskarża bandę anarchisty Nieczajewa, ten zaś – policję. Skołowany pisarz zaś rozpaczliwie pragnąc kontaktu ze zmarłym przywołuje go w swych snach, a nawet w rzeczywistości, izolując się od otaczającego świata. I tak naprawdę niełatwo określić, na ile jego rozpacz jest związana z utraconym synem, a na ile z żalem nad sobą samym.
Z czasem jednak akcja komplikuje się. Bohater pragnąc dojść do tego, kto stoi za morderstwem syna, wpada w zastawioną nań pułapkę. I w pewnym sensie ponosi klęskę, zaplątawszy się w niezwykle misterną sieć intryg. Bo choć poznaje tego, kto zabił Pawła, to sam jednak upada, zdradzając wszystkich, którzy byli mu drodzy. Jedyne, co Dostojewski zyskuje, to zrozumienie, czym jest on sam i jego literatura. Jest to jednak wiedza bardzo gorzka.
Mroczna prawda, jaką uzyskał o sobie bohater w konfrontacji z rzeczywistością całkowicie mu nieprzyjazną, ukazana jest w powieści bez podbarwiania. Wstrząsający obraz rozpaczy i nędzy kondycji ludzkiej zdaje się ciążyć na każdej z postaci. Brutalność obrazowania przy minimum opisów dodatkowo potęgują surowość, chłód i niepokój, które zdają się bić z kart tej powieści. Bo jest to świat bez słońca i bez nadziei. Świat rządzony przez szaleńców, w którym jednostki szlachetne giną zdradzone i oszukane.
Powieść ta nie należy do łatwych w odbiorze. Pozostawia uczucie niedosytu i jakby lekkiego niesmaku – wymaga dokładnego i kilkukrotnego wgłębienia się w jej strukturę. Tym bardziej, że znaczna jej część dotyczy autorefleksji Dostojewskiego – zapisu strumienia myśli przechodzącego momentami niepostrzeżenie na poziom słów wypowiadanych. Nie zawsze da się uchwycić moment przejścia. Stąd jest to powieść niezwykle subiektywna, lecz i ukazująca próbę wejścia w świadomość jednego z większych pisarzy XIX i XX wieku.
Czy próba owa powiodła się – ocena należy do czytelników. Moim zdaniem jednak obraz Dostojewskiego wyłaniający się z kart tej powieści jest zbyt pesymistyczny i jednostronny. Dlatego uważam, że książkę tę powinno się traktować tylko jako mroczną fantazję. Bo, jak pisał Kafka do Oskara Polaka, „gdybym padł przed tobą na kolana i płakał, i opowiadał, to wiedziałbyś o mnie więcej niż o piekle, które ktoś określił jako gorące i straszne?”
Joanna Wardach